„Wojna i pokój” w Powszechnym zaczęła się od zachwytu. Na scenie zobaczyłem bale sprasowanej słomy – element inteligentnej i niezwykle przemyślanej scenografii Mirka Kaczmarka – i pomyślałem: cóż za finezja! Oświetlić „Wojnę i pokój” żniwami Lewina z „Anny Kareniny”, zderzyć sielankę Lewinowskiej Rosji z zepsuciem i pustką moskiewskiej elity – pomysł znakomity. Dalej też nie było najgorzej. Demitologizacja tołstojowskiej Rosji, przypomnienie, że bohaterowie powieści to ludzie z krwi i kości... Czytaj więcej