Podkusiło mnie wczoraj, żeby zobaczyć w Teatrze Mickiewicza ZEMSTĘ Joanny Drozdy i mnie pokarało. Dane mi bowiem było spędzić dwie i pół godziny na straceńczej chałturze, udającej nowoczesną i postępową wersję „klasyki żywej”. Do tego takiej, która w drugiej części spektaklu ma aspiracje powiedzenia czegoś mądrego o Polsce, co kończy się artystycznym roztrzaskaniem o mur patriotycznej erekcji w stylu PiS. Nie piszę „Zemsta” Fredry, bo z nim nie ma to... Czytaj więcej