Marsowe miny – o spektaklu „Po nas choćby kosmos” Sebastiana Nüblinga z Teatru Gorkiego w Berlinie (Kontakt 2018)

zdj. Ute Langkafel

Głównym bohaterem spektaklu „Po nas choćby kosmos” wydaje się tekst. Jego autorka, Sibylle Berg, opowiada o naszym świecie w następujacy sposób: pod płaszczykiem monologu naiwnej trzydziestolatki (głównej narratorki scenicznej opowieści), która zgłasza się do udziału w reality show, polegającym na budowaniu na Marsie nowej rzeczywistości, ukrywa szczerą, ironiczną opowieść o dzisiejszym świecie, w epoce prymatu narracji internetowych i pełnych nienawiści komentarzy. Stosunek do uchodźców, tolerancja, prawa kobiet, homoseksualistów czy wzbierająca z dnia na dzień coraz bardziej fala faszyzmu to tematy powracające w tekście Berg niczym zdarta płyta. Dostaje się tu zarówno prawicy, jak i lewicy, mężczyznom i kobietom, swoim i obcym – bo w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy winni tego, że ziemia stała się planetą nie do zniesienia. Język Berg – na ile można go ocenić z tłumaczenia – jest bardzo potoczysty i rytmiczny, opowieść „płynie wartko”, kolejne sekwencje narracyjne puentowane są niewybrednymi komentarzami internautów. Stanowią one w tekście rodzaj ironicznego kontrapunktu, wyrażając prawdziwe myśli i sądy społeczeństwa na tematy poruszane przez autorkę. Wyłania się z nich obraz, w którym nakładają się na siebie dwie warstwy: pełna empatii wobec ludzi postawa narratorki i bezduszność społeczeństwa. Ich odrębne narracje, niemogące się w żaden sposób ze sobą spotkać, wydają się głównym dramatem naszych czasów, stanowiąc również podstawowe źródło napięcia tekstu.

Sebastian Nübling rozpisuje tę opowieść na dwa chóry, kobiecy i męski, akcentując w ten sposób jej szerszy kontekst społeczny. Odrębne systemy wartości i zachowań, ukształtowane w zależności od płci, zostały ukazane poprzez synchronicznie wykonywaną przez aktorów choreografię, przyznam, iż nie do końca dla mnie czytelną. W efekcie otrzymujemy ironiczną, zabawną opowieść o naszym świecie, która – co z bólem przyznaję – niczym szczególnym na tle wielu podobnych się nie wyróżnia. Na domiar złego, znakomity niemiecki reżyser Rene Pollesch wyreżyserował kilka miesięcy temu w Warszawie podobny spektakl, tyle tylko, że na tle kolegów z Berlina znacznie lepszy. Olśnienia więc nie było.

Wydaje mi się, że wartość tego spektaklu tkwi jednak gdzie indziej. Gdy słuchałem opowieści Berg, wydało mi się, że jej tekst w stu procentach opisuje polską rzeczywistość. Zdałem sobie sprawę, że żyjąc ciągle polskim złudzeniem lepszego życia na Zachodzie tak naprawdę nic o nim nie wiem. Spektakl Teatru Gorkiego dowodzi, że ów mityczny Zachód boryka się z tymi samymi problemami, które dotykają i Polskę. Różni nas oczywiście mentalność i lokalna specyfika, ale główna oś ideowych i światopoglądowych spraw wydaje się podobna. Okazuje się, że nie jesteśmy żadnym „Mesjaszem narodów”, w izolacji „cierpiącym za miliony”, tylko zwykłym europejskim krajem, nie radzącym sobie z problemami współczesnego świata. I gdybyśmy w Polsce, wszyscy to sobie uświadomili, byłoby łatwiej i konstruktywniej. W ramach tego „uświadamiania” proponuję wysłać cały nasz naród niekoniecznie od razu na Marsa, ale przynajmniej do Berlina. To by dopiero było reality show!