Oczy szeroko zamknięte – o spektaklu „MDLSX” w reż. Enrico Casagrande (Dialog 2017)

zdj. Michelle V. Agins/The New York Times

zdj. Michelle V. Agins/The New York Times

Silvia Calderoni z włoskiej kompanii Motus, w monodramie „MDLSX” opowiada historię opartą na własnym życiu. Jej istotą jest pytanie „czy jestem dziewczyną czy chłopcem?”. Odpowiedź, którą za pomocą teatru próbowała wyartykułować aktorka, zabrzmiała na scenie Teatru Polskiego na Świebodzkim przejmująco. Zaowocowała też zdarzeniem rzadkim i nieoczekiwanym. Po spektaklu, w czasie długotrwałych oklasków na stojąco, na scenę wtargnęło kilka osób, żeby uściskać i przytulić aktorkę. W ten sposób oprócz dialogu, rozumianego jako wymiana myśli czy poglądów, kolejny raz pojawił się ten najcenniejszy – dialog emocji. Dobrych emocji. Goszcząca na spotkaniu z artystami Teatru Motus Kazimiera Szczuka, próbowała odczytywać gest widzów w kontekście politycznym. Wywołało to na widowni falę oburzenia i ostrego sprzeciwu. Widać, że współczesny widz ma już dość ciągłego upolityczniania teatru oraz bezsensownych prób dopasowywania dzieł sztuki do własnych, wszystkim już znanych i powtarzanych do znudzenia poglądów. Tym bardziej, że monodram Silvii Calderoni to kawał dobrego teatru i wcale nie trzeba go było bronić za pomocą – być może nawet i słusznej, aczkolwiek marginalnej – ideowej tezy.

Gdybym miał odpowiedzieć na pytanie, dlaczego publiczność wtargnęła na scenę, za nic mając granice między nią a widownią, przyczyn szukałbym w spektaklu Enrico Cassagrande. Przedstawienie jest w całości bardzo dobre, lecz jedna scena – wyjątkowa. Bohater/ka opowiada w niej, jak zatrudnił/a się w podwodnym ogrodzie/peep show, gdzie z dwoma innymi koleżankami występował/a z zamkniętymi oczami w charakterze seksualnego dziwadła, które ludzie – z różnych przyczyn – przychodzą w tajemnicy przed światem oglądać. Gdy oświadcza, że pewnego dnia postanowiła spojrzeć swoim klientom prosto w oczy, Enrico Cassagrande włącza na widowni światło, a Silvia Calderoni patrzy przez chwilę prosto na nas. To niezwykły moment. Tak naprawdę Silvia patrzy nam w duszę, pytając, czy i my nie przychodzimy na jej spektakl tylko po to, by popatrzeć sobie na nią jak na… „dziwadło”. Myślę, że owo spojrzenie to rodzaj pułapki zastawionej na nasz wizerunek – nie ten deklarowany publicznie na twitterze czy facebooku, lecz na podświadomą, ukrytą jego część. To pułapka, w którą łapią się wszelkie nasze lęki, kompleksy, stereotypy – swoisty test naszego człowieczeństwa. Mnie ta scena sparaliżowała. Poczułem, że gdzieś w głębi serca jestem też zwykłym podglądaczem; że moje intencje nie są do końca szczere…

Myślę, że gest przytulenia Silvii był spontaniczną INTUICYJNĄ odpowiedzią widzów na jej poruszające pytanie. Wszystkie słowa świata byłyby w tej sytuacji niewystarczające, nieprawdziwe… Zachęcam Państwa, by wrócić do tego momentu spektaklu i odpowiedzieć sobie na pytanie: co wtedy czułem/am? Jaki jest mój prawdziwy stosunek do tych, których nie znam i nie rozumiem, stosunek do „innego”? Ostrzegam, to może nie być komfortowe doznanie. Fakt jednak, że czegoś o sobie nie wiemy, nie sprawia, że tego nie ma. Świadomość to pierwszy krok naprzód. Dokąd? Do prawdy o sobie, nawet tej niewygodnej. Od niej zależy, co dalej…

Spektakl Enrico Cassagrande to monodram. Silvia Calderoni jest jego twórcą i zarazem podwójnym tworzywem – jako aktorka i bohater/ka. Trzeba przyznać, że artystka świetnie sobie radzi z prowadzeniem narracji, rozpisanej na słowo, znakomicie dobraną, tworzącą niezwykły, intymny klimat muzykę oraz projekcje video. Te ostatnie, aktorka tworzy na żywo, a my oglądamy je na wielkim, okrągłym ekranie, kojarzącym się z powiększającym łazienkowym lustrem, w którym widać dokładnie każdy centymetr ludzkiej twarzy. W tym lustrze ciągle przegląda się Silvia, a wraz z nią – my, świadkowie jej opowieści. Nic się tu nie ukryje. Mamy czas, by w tym zwierciadle przyjrzeć się sobie dokładnie.

Choć po pierwszych kilkunastu minutach widz może się czuć nieco zawiedziony (można by nieco skrócić początek), spektakl w miarę upływu czasu coraz bardziej chwyta za gardło. W finale po prostu je ściśnie, wywołując u wielu z nas silne wzruszenie. Czy to wystarczy, żeby nami potrząsnąć? Nie wiem. Najważniejsze jednak, że szanse na to są ogromne!