Na obrzeżach Berghof – "Młodość" Paolo Sorrentino

Film Paolo Sorrentino Młodość został w części nakręcony w Davos, które jak wiadomo jest pierwowzorem sanatorium Berghof, będącego miejscem akcji Czarodziejskiej Góry. Po obejrzeniu filmu postanowiłem pójść tym tropem i okazało się, że film Sorrentino ma z arcydziełem Tomasza Manna więcej wspólnego, niż na pierwszy rzut oka się wydaje. Pytałem kilku swoich znajomych o czym jest ten film, i choć wszyscy się nim zachwycali, żaden z nich nie potrafił krótko i precyzyjnie na to pytanie odpowiedzieć. Ta sama niemoc dotykała moich interlokutorów przy próbie wyjaśnienia tytułu. Wybiorę się więc teraz w podróż po Młodości, chcąc dotrzeć do centrum świata, który kreuje Paolo Sorrentino. Literackim przewodnikiem po tym świecie stanie się zaś „spowinowacone z wyboru” arcydzieło Tomasza Manna.

Miejsce

Wybitny dyrygent i kompozytor Fred Ballinger (Michael Caine) oraz jego przyjaciel, światowej sławy reżyser filmowy Mick Boyle (Harvey Keitel) wypoczywają w alpejskim kurorcie. To słynne Davos, kiedyś sanatorium przeciwgruźlicze, typowa umieralnia, dziś zbiorowisko luksusowych hoteli/spa – niezwykle istotny punkt na mapie pogoni za wieczną młodością. Od czasu wynalezienia antybiotyków zaczęło podupadać, trzeba więc było znaleźć na nie inny pomysł. Współcześnie, w epoce obsesyjnego kultu ciała, ta luksusowa fabryka młodości zdaje się być znowu u szczytu potęgi. Niegdyś leczyli się tu wielcy tego świata. Dziś – wypoczywają i się regenerują. Wśród szacownych gości mamy więc – oprócz dyrygenta z córką asystentką oraz reżysera z grupą, pomagających mu pisać jego najnowszy film młodych scenarzystów – hollywoodzkiego aktora, przygotowującego się do roli Hitlera, znanego piłkarza, do złudzenia przypominającego Diego Maradonę czy też aktualną miss Universum. Mamy też cały tłum mniej znanych postaci, które – niczym bohaterowie powieści Manna – spotykają się codziennie na tych samych rytuałach. Oglądamy ich więc w czasie posiłków, podczas których każdy zajmuje wyznaczone miejsce, w czasie umilających pobyt górskich spacerów, w kąpieli, w gabinetach zabiegowych czy na wieczornych imprezach, organizowanych przez hotel w celu zapewnienia gościom odpowiedniej rozrywki. Wszystko odbywa się tu w niezmiennym porządku, w określonym, znanym wszystkim rytmie, który swoją statycznością kontrastuje z burzliwym życiem uczuciowym, rozgrywającym się na drugim planie. Owego rytualnego porządku pilnuje współczesny doktor Behrens. Równie mefistofeliczny, co jego literacki pierwowzór, zepchnięty jednak na drugi plan, poprzez wyprowadzkę śmierci do szpitali na nizinach. Mimo swojego demonizmu i władzy nie jest już panem życia i śmierci, zdaje się być co najwyżej panem młodości. Aczkolwiek ciągle ma władzę odsyłania ludzi na dół. Właściwe życie odbywa się tu – w taki sam sposób jak w Czarodziejskiej górze – w milczeniu. Epizod burzliwej relacji milczącej pary, obserwowanej i komentowanej z lubością przez głównych bohaterów, swoją formą do złudzenia przypomina skomplikowaną choreografię miłości Hansa Castorpa do Kławdii Chauchat. Tak więc miejsce akcji filmu – współczesne alpejskie uzdrowisko, znajdując swój prawdziwy kształt w szwajcarskim Davos, staje się, chcąc nie chcąc, współczesną wersją Berghofu z całym dobrodziejstwem inwentarza.

Czas

Bohaterowie spędzają w hotelu określony czas – jeden turnus. Jest to okres odpoczynku, rekonwalescencji, regeneracji, ale też, jak się później okazuje – czas rozliczeń, czas rozpoznania, czas podejmowania decyzji, wreszcie – czas działania. W ukrytym sensie możemy mówić więc o czasie dojrzewania. Jeśli założyć, że dojrzewanie jest czasem przejścia od dzieciństwa do młodości – to w finale zostawiamy większość naszych bohaterów u progu młodości. Znaczyłoby to, że młodość jest stanem emocjonalnym niezależnym od czasu, miejsca i biologicznego wieku, ale za to zależnym tylko od nas. Młodość to po prostu gotowość i otwartość na świat i życie, osiągana za każdym razem, gdy dowiadujemy się, kim, gdzie i po co jesteśmy. Fred Ballinger – nie mylić (albo wprost przeciwnie) z J.D. Salingerem, autorem hymnu dojrzewania, Buszującego w zbożu – dojrzeje do swojej młodości zaledwie w ciągu kilku tygodni. Musi. Wszak badania lekarskie i miejscowy radca Behrens są bezlitośni. Jest zdrowy. Jego rekonwalescencja okazała się bardzo szybka i trzeba zjechać na dół, żeby żyć dalej. Żyć od początku, bo bohater właśnie osiąga to, po co do uzdrowiska przyjechał – odzyskuje młodość. Ironia polega na tym, że prawdziwą młodość może przeżyć tylko dusza, nasz bohater zaś, zresztą razem z nami, całe życie goni za młodością ciała. Hans Castorp miał na swoje dojrzewanie siedem lat, gdyż został zatrzymany na górze przez chorobę. Musiało się tak stać – był młody, potrzebował więcej czasu, musiał też oswoić śmierć, która była wokół niego. Ballinger, w wieku osiemdziesięciu lat, ma już śmierć w sobie i nie za wiele przed sobą. Na swoje dojrzewanie bohater dostanie więc od opatrzności tyle czasu, ile mu potrzeba. Co ciekawe, przejdzie podobną drogę – w przenośni i dosłownie – jak Castorp; drogę, na końcu której przeżyje odejście bliskich mu osób. Pozwoli mu to pogodzić się ze sobą, swoim życiem, światem i wrócić na niziny. W epilogu zastaniemy go w czasie swojej kolejnej życiowej bitwy, w której miał wreszcie odwagę uczestniczyć – niejako sprawdzić swoją kondycję, którą osiągnął tam, na górze. W finale tej bitwy zobaczymy personifikację śmierci, niczym w finale Czarodziejskiej góry. Czas zatoczył koło. Czy młodość Sorrentina jest młodością Mana? Odpowiedź wydaje się prosta. Młodość Manna to nierozerwalny stan ducha i ciała, młodość włoskiego reżysera to tylko stan ducha. Stan, który możemy osiągnąć w każdym wieku. Wręcz musimy – jeśli chcemy być w życiu szczęśliwi.

Bohaterowie

W Czarodziejskiej górze, a właściwie w całej twórczości Manna można zaobserwować pewną prawidłowość – najważniejsze miejsce w jego powieściach zajmują zazwyczaj pary silnie skontrastowanych bohaterów: Tonio Kroger i Hans Hansen (Tonio Kröger), Adrian Leverkühn i Serenus Zeitblom (Doktor Faustus) wreszcie kuzyni Hans Castorp i Joachim Ziemsen oraz ideowi przeciwnicy Naphta i Settembrini w Czarodziejskiej Górze. Jak się łatwo domyślić, bohaterami Paolo Sorrentino jest dwóch przyjaciół – dyrygent/ kompozytor Ballinger oraz reżyser Boyle, dodatkowo skoligaceni ze sobą poprzez małżeństwo swoich dzieci. Obaj są artystami. Pierwszy, będąc na emeryturze, odmawia właśnie występu przed królową, drugi wraz z grupą scenarzystów tworzy swój najważniejszy film, swoisty artystyczny testament. Ballinger spędza czas na rozmyślaniu i kontemplacji, Boyle na działaniu. Jeden jest przesycony emocjami, których źródło tkwi w skomplikowanej sytuacji osobistej, drugi tych emocji pragnie, gdyż tak naprawdę jego życie jest puste i jałowe, co uzmysławia sobie widząc, jak wychował syna. Podczas pobytu w kurorcie w małżeństwie Leny Ballinger z młodym Boylem wybucha afera. Młody mąż zostawia Lenę dla ociekającej seksem gwiazdki pop, Palomy Faith. Jest to moment w którym drogi przyjaciół zaczynają się rozchodzić. Na początek przestają być rodziną. W finale los zsyła przewrotnie każdemu z nich to, czego najbardziej się lęka: reżyserowi klęskę i niebyt, kompozytorowi – dalsze życie i sukces. Jeden wychodzi z tej próby zwycięsko, drugi – nie. Mimo ostatecznego pożegnania są jednak na zawsze ze sobą związani, o czym świadczy ostatnia scena filmu. Tak poprowadzona para bohaterów jest właściwie odbiciem pary kuzynów z mannowskiego arcydzieła – cywil Castorp, schodzi na niziny walczyć na wojnie, żołnierz Ziemssen umiera na suchoty w Berghof. Jeden, zakochany w śmierci – musi żyć dalej, drugi – zakochany w życiu – odchodzi.
Epizod znajomości Ballingera z hollywoodzkim gwiazdorem Jimim Tree, przygotowującym się do roli Hitlera, odsyła nas do innej wybitnej powieści Manna – Doktora Faustusa. Jej bohater, kompozytor Leverkühn, przekraczając granice tego, co dozwolone, nie umie się przeciwstawić złu. W Młodości jest podobnie – kompozytor Ballinger, również całe życie eksperymentujący, ma okazję spotkać „Hitlera”. Groteska tej sytuacji prowadzi do konkluzji, że zło gnieżdżące się w każdym z nas, czeka tylko na znak do działania. Balinger nie umie – może nawet mając świadomość, że tego zła nie da się zatrzymać – nie chce mu się przeciwstawić. W takim zestawieniu obu dzieł jest jakiś wspólny mianownik – oskarżenie intelektualistów o bierność w obliczu zła.

Filozofia

Jimmy Tree, hollywoodzki gwiazdor filmu SF, przyjeżdża do kurortu, aby odnaleźć właściwą drogę życiową. Jest sfrustrowany tym, że jego popularność opiera się głównie na roli robota w hollywoodzkim blockbusterze. Nie może lub nie chce zaakceptować i pokochać w sobie robota, ma większe ambicje. Zapytany przez Ballingera, który widzi w nim amerykańskiego głupola, co czyta, odpowiada mu, że poezje Novalisa. Ten niemiecki poeta i prozaik, obok Goethego jeden z głównych twórców podwalin romantyzmu, prowadzi nas w linii prostej do Naphty: inkwizytora, miłośnika średniowiecza oraz zagorzałego zwolennika Kościoła, jezuity w stanie spoczynku. Novalis w swoim eseju Wiara i miłość, czyli król i królowa przeciwstawiał się racjonalizmowi. Uważał, że wszystkie sfery życia i funkcjonowania państwa powinna przenikać symbolizowana przez królową idea miłości, społeczeństwo natomiast powinno opierać się na królu, czyli wierze. Dla Novalisa – jak i Naphty – katolicyzm był tą religią, która najpełniej realizuje idee jedności oraz hierarchii, pozwalając zarazem jednostce na indywidualny rozwój. Tym, którzy chcą dokładniej poznać wpływ Novalisa na konstrukcję postaci Naphty, polecam artykuł Agnieszki Turoń Poglądy społeczne Naphty jako diatryba na humanizm w „Czarodziejskiej Górze” Tomasza Manna (Dialogi polityczne nr.11/2009).
Czego zatem szuka sfrustrowany i rozgoryczony swoją karierą hollywoodzki aktor w poezji Nowalisa? Może wyzwolenia w postaci śmierci? Sceneria Berghofu wydaje się do tego idealna – o motywie śmierci w poezji Novalisa pisze interesująco Wiesław Trzeciakowski w artykule Wampiryczny sposób istnienia świata i tęsknota za wyzwalającą śmiercią w „Hymnach do Nocy” Novalisa (Edukacja Humanistyczna nr 1/2007, Szczecin). Jedno jest pewne. Bogowie zgotowali mu inny los – przysłali posłańca, który daje promyk nadziei, tak bardzo potrzebnej człowiekowi zrozpaczonego bezsensem swojego życia. Objawicielem woli bogów, Hermesem, staje się w tym przypadku nastoletnia fanka, która przywraca Jimiemu wiarę w to, co robi, a tym samym w sens własnego istnienia. To popycha go dalej, do konfrontacji z samym sobą, każąc mu zmierzyć się z kolejną rolą, do której się przygotowuje, rolą, która – gdyby ją przyjął – określiłaby jego karierę na lata, sprawiając, że postrzeganie jego osoby stałoby się jednoznacznie negatywne. Jimmy Tree doprowadza do spotkania swojego filmowego bohatera, Hitlera, z rzeczywistością, po to, żeby poczuć na własnej skórze los, który kiedyś, po premierze filmu o niemieckim dyktatorze może stać się jego udziałem. Ta odwaga daje mu świadomość i wolność wyboru. W przeciwieństwie do Naphty – wybiera on życie, rezygnując z popełnienia zawodowego samobójstwa, a może samobójstwa w ogóle. Tak więc Jimmy we współczesnym Berghof dojrzał i na nizinach, również na niego czeka młodość.

Bogowie – Fatum

Jeden z rozdziałów Czarodziejskiej góry nosi tytuł Kaprysy Merkuriusza. Merkuriusz to dawna nazwa rtęci, odsyłająca nas wprost do Merkurego, rzymskiej wersji greckiego Hermesa, boga handlu, kupców i złodziei, a przede wszystkim – posłańca Bogów. Tego, który oznajmiał ich wolę. W powieści Manna bóg ten pojawia się w różnych postaciach: we wspomnianym rozdziale występuje pod postacią termometru. To właśnie ów prosty przyrząd oznajmia Castorpowi wolę bogów – jego przynależność do wyższego grona – grona wtajemniczonych – chorych, lub do gatunku uważanego w Berghof za gorszy – zdrowych. W innym miejscu Settembrini rozprawia o egipskim bogu Thot, który był tamtejszą wersją Hermesa, a także wynalazcą pisma i panem alfabetu. Imię Herminy Kleefeld również odsyła nas do Hermesa, jako bóstwa pisma i alfabetu, a scena seansu spirytystycznego zdaje się mieć w tym kontekście dużo głębsze znaczenie – zainteresowanych odsyłam do rozdziału świetnej książki Małgorzaty Łukasiewicz Jak być artystą, na przykładzie Thomasa Manna (rozdz. Alfabet Czarodziejskiej góry, Biblioteka Więzi, Warszawa 2011). W filmie Sorrentino Merkurym staje się – oprócz fanki Jimiego Tree – wielka gwiazda Hollywoodu Brenda Morel. Przybywa osobiście ze współczesnego “Olimpu”, by zakomunikować Boylowi, że nie zrobi on już żadnego filmu. “Bogowie” – hollywoodzcy producenci – zdecydowali inaczej. A zdecydowali tak, gdyż ona – bóstwo i muza w jednej osobie – postanowiła w nim nie zagrać. O merkurycznym rysie tej postaci świadczy dodatkowo scena jej reakcji na wiadomość o losie Boyla. Widzimy ją na pokładzie samolotu. Jest obezwładniana przez pokładowy personel. Jak przystało na boskiego posłańca wraca na dzisiejszy ziemski „Olimp” niejako „na skrzydłach”. Fakt, że kapryśna muza wybiera serial w Meksyku, jest dla Boyla wyjątkową klęską. Muza porzuca go, gdyż dzisiaj, w dobie potęgi telewizji film jest w odwrocie, zresztą Boyle – współczesny Prometeusz – swoim dorobkiem nigdy nie zapracuje na “Olimp”. Doznając olśnienia po surrealistycznym (słuszne skojarzenia z Wyspiańskim) spotkaniu z bohaterkami swoich filmów, decyduje się na desperacki krok, który na ten “Olimp” pewnie ostatecznie go wprowadzi.
Przez cały film Sorrentino Boyle ze swoimi współpracownikami szuka zakończenia swojego filmu. Gdy je w końcu znajduje, los każe mu odegrać w nim główną rolę. W tym sensie on również dojrzewa, doznaje oświecenia, rozpoznaje swój los i podejmuje właściwą decyzję. Cena będzie wysoka, ale jako artysta i człowiek chcący coś ważnego ludziom powiedzieć, odniesie paradoksalnie spektakularny sukces. I on – mówi Sorrentino – będzie przeżywał teraz swoją młodość. Tyle, że w innym wymiarze – dowodem na to ostatni kadr w filmie.

Miłość

Miłość w filmie Sorrentino jest pokazana bardzo oryginalnie. Balansujący na granicy parodii i kiczu, „drwalowaty” alpinista Luca Moroder zabiera się do zdobywania pogrążonej w rozpaczy Leny zupełnie jak Hans Castorp. Jego toporne, „kwadratowe” umizgi są właściwie żywcem wyjęte z rozdziału Noc Walpurgii i jak się okazuje – na przekór owej specyficznej „oryginalności” – równie skuteczne. W ich relacji mało się mówi, a wiele dzieje; Lena, podobnie jak Kławdia, wciąż jest mężatką. Miłość jest pokazana w opozycji do seksu. Mąż Leny wybiera seks, uosabiany przez nieatrakcyjną, choć emanującą wulgarną kobiecością gwiazdkę pop, Palomę Faith. Nasi bohaterowie odprawiają nad młodym Boylem sąd, potępiając go jednoznacznie, z tym, że sorrentinowski Ziemssen/ Boyle, wydaje się kompletnie nieprawdziwy w roli surowego sędziego młodszej wersji samego siebie. Castorp/Balinger zaś, choć ma w tej grze lepsze karty niż Boyle, bo zapisana jest w nich miłość do chorej, zamkniętej w odosobnieniu żony, jest również niewiarygodny, gdyż jest nieobiektywny ze względu na córkę. Sam zresztą, mimo wieku, korzysta z usług prostytutki. Poza tym konia z rzędem temu, kto byłby się w stanie oprzeć urokowi współczesnej bogini Wenus – osławionej miss Universum, która w ramach nagrody związanej ze swoim tytułem – pojawia się w hotelu. W takim ujęciu, obaj wiekowi bohaterowie mają w sobie rys berghowskiego Rasputina – Mynheera Peeperkorna.

Sztuka

W rozdziale Hippe z tomu I widzimy Castorpa w osobliwym momencie obcowania z alpejską przyrodą i samym sobą. Oto podczas jednego ze spacerów dociera nad wodospad, gdzie dostaje krwotoku. Miejsce to będzie odtąd jego królestwem (od niemieckiego terminu nazywającego w powieści te jego pobyty czasownikiem regiren – „królować”). Tu będzie odbywał swoiste królowanie. Zmierzając tam pierwszy raz, piął się serpentynami coraz wyżej. Wabiły go dźwięki krowich dzwonków i dało mu się utrafić na stado; pasło się w pobliżu szałasu (…). Dyrygent Ballinger, w filmie Sorrentino, jakby przedłużając ową wędrówkę Castorpa – zaczyna tymi krowami dyrygować. I on gdzieś na obrzeżach współczesnego Berghof znalazł swoje królestwo. Znalazł je po to, żeby osiągnąć to, co jest sensem drogi prawdziwego artysty – co też powinno być artysty każdego marzeniem – harmonię z naturą. Dyrygowanie to przede wszystkim słuchanie. Ballinger wreszcie słyszy muzykę natury i dzięki temu może włączyć się w jej rytm, a że jest dyrygentem – może to zrobić tylko dyrygując. Harmonia z kosmosem oznacza też – a może przede wszystkim – harmonię z samym sobą. Doświadczenie z alpejskiej polany stanie się więc dla niego początkiem oświecenia. Odnajdzie swoje miejsce we wszechświecie, odkryje siebie i zacznie wreszcie rozumieć własne życie. Jego sztuka i człowieczeństwo spotkają się w końcu i dopełnią. W tym sensie – i jako artysta i jako człowiek – w pełni dojrzeje i będzie gotowy na prawdziwą młodość.

Podsumowując, w centrum sorrentinowskiego świata znajduje się człowiek, który mimo wszelkich czyhających na niego pułapek osiąga pełnię ziemskiego – a może i wiecznego – szczęścia. Arcydzieło Manna, będące sumą ludzkiej ziemskiej egzystencji zatrzymywało się na granicy śmierci. Sorrentino posuwa się o krok dalej – wyznaje wiarę w nieśmiertelność człowieka, próbując tłumaczyć ją nieśmiertelnością ludzkiej duszy. Wiarę tę, w zależności od światopoglądu, można nazwać niepoważną i naiwną albo głęboką i wspaniałą.

Ps. Zapraszam Państwa do polubienia mojej strony na Facebook-u: https://www.facebook.com/domagalasiekultury

[addthis tool="addthis_inline_share_toolbox_x0fz"] Kategorie: , | Tagi: |

1 Komentarz

  1. Właśnie wróciłem z kina gdzie obejrzałem MŁODOŚĆ. Skierowałem się do recenzji którą z dużym zainteresowaniem przeczytałem. Nie odmawiam filmowy przenikliwości, świetnego scenariusza, wspaniałej gry aktorskiej itd. ale podobnie jak WILKIE PIĘKNO film mnie nie wzruszył, nawet nie zainspirował do przemyśleń. Chyba to jednak nie jest język filmowy który mnie intryguje. Za dużo w tych filmach pasywności, dekadentyzmu a za mało życia. Postaci nie przekonują mnie, a nawet, w przypadku WIELKIEGO PIĘKNA denerwują. Nie wciągają mnie i nie intrygują ich problemy i rozterki wewnętrzne. Nie można odmówić reżyserowi talentu i warszatatu ale nie jest to kino dla każdego. Ja wysiadam z tego pociągu.