Mały, wielki aktor – na marginesie „Słowa o Jakóbie Szeli” Kmiecika z Teatru Śląskiego w Katowicach (DOMAGAŁAsięGŁÓWNEJROLI cz. VII)

zdj. ze strony Teatru Śląskiego

„Słowo o Jakóbie Szeli” kojarzy się ze średniowieczną epiką i z tego, co wiadomo, jest to świadomy zabieg Bruno Jasieńskiego. Poeta, stylizując swój napisany w 1926 roku poemat na ludową pieśń, w której główny bohater jest obowiązkowo postacią pozytywną – chciał zapewne odmitologizować postać Jakuba Szeli, tak niekorzystnie odmalowaną przez Stanisława Wyspiańskiego w II akcie „Wesela”. W poemacie Jasieńskiego Szela jawi się jako charyzmatyczny przywódca chłopski, zmuszony wziąć sprawy w swoje ręce, gdy wyczerpują się wszelkie oficjalne i pokojowe możliwości poprawy losu galicyjskich chłopów, którym przewodzi. Obojętność i indolencja szeroko rozumianego aparatu państwa skłania go do buntu i próby dokonania zmian siłą. Z historii wiemy, że rewolucja owa się nie powiodła, a przy tym kosztowała Galicję kilka tysięcy ofiar.

Reżyser Michał Kmiecik wraz z dramaturgiem Piotrem Morawskim widzą w owej opowieści parabolę alchemii społecznego gniewu wobec niewydolnego aparatu państwa i za jej pomocą przypatrują się polskim wyborom parlamentarnym z 2015 roku, kiedy to rzesza obywateli niezadowolonych z „pańskich” rządów dokonała symbolicznej rewolucji, nazywanej dziś „dobrą zmianą”. W jej centrum stoi – wcale nie biedny i głupi, wprost przeciwnie: syty i coraz bardziej świadomy tego, kim jest – współczesny Jakub Szela, czyli obywatel, dochodzący do momentu, w którym postanawia powiedzieć: „Dość!”

Pod względem aktorskim mamy więc spektakl, który opiera się na kreacji Jerzego Głybina w roli tytułowej, podczas gdy pozostała czwórka aktorów ofiarnie pracuje na portret tworzonej przez niego postaci. Nie ujmując nic roli pana Jerzego, spektakl Kmiecika wydaje się książkowym przykładem przedstawienia, w którym błyszczą aktorzy drugiego planu, grający po kilka postaci. Violetta Smolińska, Dorota Chaniecka, Bartłomiej Błaszczyński oraz Mateusz Znaniecki – chwytają za gardło, prezentując ideał aktorskiej pokory wobec swoich postaci oraz ich statusu w skonstruowanej przez Jasieńskiego i Kmiecika opowieści. Ich dyscyplina, konsekwencja oraz całkowite oddanie swoim różnorodnym – często stwarzanym jednym czy dwoma pociągnięciami aktorskiego pędzla – postaciom sprawia, że składający się z tych aktorskich okruchów portret społeczeństwa staje się pełnoprawnym partnerem dla figury charyzmatycznej jednostki, kreowanej przez Głybina. Momentami ów zbiorowy bohater staje się wręcz bohaterem głównym, który więcej mówi nam o nas samych jako o zbiorowości, niż symboliczna postać naszego „idola”, społecznego buntownika, ekstraktu naszych rozczarowań i gniewu. Aktorom teatru Śląskiego wypada pogratulować: są oni najpiękniejszym przykładem aktorskiego etosu, zawierającego się w starej maksymie: „nie ma małych ról, są tylko mali aktorzy”. Ci z Katowic są wielcy!