
zdj. materiały promocyjne PWST
Opowiadają polską ludową mitologię, tę, którą mamy w DNA, ale myliłby się ten, kto by myślał, że to zwyczajna opowieść. To muzyczna podróż, w której przewodnikiem po owym rozpiętym między niebem a piekłem świecie staje się nasza dusza, stopniowo poddawana procesowi topnienia, którego istotą ma być „puscenie” – otwarcie się na to, co na scenie, co w aktorach, co w pieśni ludowej, dzięki której uwalniają się emocje, sumujące się w tę liryczną, miejscami metafizyczną opowieść. Jej bohaterami – jak to w kulturze ludowej – jest jakaś Kasia i jakiś Jasio, archetypiczne lustro, w którym ma szansę przejrzeć się każdy z nas. Niezwykłym doświadczeniem – oprócz samego spektaklu – była też wczoraj możliwość obserwacji, jak widzowie z minuty na minuty zaczynają się roz„puscać” i otwierać na to, co oglądają, a w istocie owo „coś” zaczyna gdzieś od środka oglądać ich; jak ta wewnętrzna muzyka, która opanowując najpierw i wykorzystując „aktorów”, te profesjonalne teatralne instrumenty, zaczyna stopniowo anektować nas, widzów, pudła rezonansowe, które w finale spektaklu zgodnie pracują z aktorami w jednej wielkiej metafizycznej orkiestrze, tworząc ideał boskiej i ludzkiej wspólnoty.
Tego głębokiego, wyrwanego z dna naszego DNA przeżycia nie byłoby bez absolutnie znakomitych aktorów: Weronika Kowalska, Dominika Guzek, Agnieszka Kościelniak, Łukasz Szczepanowski, Jan Marczewski oraz Dawid Sulej Rudnicki zabierają nas w aktorski kosmos. Widziałem wczoraj spektakl po raz trzeci i była to dla mnie absolutnie najlepsza jego odsłona, a w szerszym kontekście mijającego sezonu – jeden z dwóch absolutnie najlepszych pod względem jakości wykonania spektakli aktorskich ostatnich miesięcy (obok „Pod presją” Mai Kleczewskiej). Aktorzy realizowali swoje zadania ze stuprocentowym oddaniem, trafiając z aktorskim timingiem absolutnie w punkt! Żadnych opóźnień, żadnych przestojów, świetne prowadzanie tematów, rytmów, znakomita harmonia wszystkich elementów spektaklu: muzyki, ciszy, rytmiki, tańca. Spektakl – aktorska poezja. Dowodem na potwierdzenie moich słów mogą się stać tylko „zeznania” zapłakanych widzów, przez 15 minut oklaskujących na stojąco krakowski dream team! Zapytajcie ich, o ile będą w stanie cokolwiek ze wzruszenia powiedzieć.