Na Woodstock, naprzód marsz! (DOMAGALAsieDIALOGU cz.IX, ost.)

Kings of war, reż. Ivo van Hove, zdj. Marcin Oliva Soto

Kings of war, reż. Ivo van Hove, zdj. Marcin Oliva Soto

IX edycja MFT Dialog-Wrocław okazała się wielkim sukcesem. Nie tylko dlatego, że festiwal w ogóle się odbył – choć trzeba przyznać, że Tomasz Kireńczuk ze swoją ekipą oraz widzami dokonali organizacyjnego cudu – ale też z artystycznego punktu widzenia. Treścią festiwalu był po prostu dobry teatr. Każdy ze spektakli dotykał ważnych obecnie tematów czy wątków rzeczywistości, wykorzystując medium teatru. Na wielką skalę, jak np. Ivo van Hove czy Alain Platel oraz w całkowicie pozbawiony rozmachu, intymny sposób, jak Silvia Calderoni czy Wojciech Ziemilski ze swoimi niesłyszącymi aktorami. Trzeba też podkreślić, że dobór spektakli w niezwykle interesujący sposób „dialogował” z głównym pytaniem festiwalu: naprzód, ale dokąd? Odpowiedzi zagranicznych gości wydawały się proste, ale głębokie: „poza własne złudzenia” (van Hove), „w śmierć, ale z podniesioną głową” ( Platel), „w sztukę i we wspólnotę” ( Platel), „w brutalną szczerość”, jako podstawę prawdziwej, opartej na uczciwości wobec siebie relacji (Calderoni). Same w sobie nie wydają się może niczym odkrywczym, ale – prezentowane w języku wybitnego teatru – okazywały się świeże i wyjątkowo aktualne. Polskiej odpowiedzi na to pytanie na razie brak. Są doraźne manifestacje poglądów, próby określenia rzeczywistości, w której znienacka się znaleźliśmy. To jeszcze nie czas szukania jakichkolwiek odpowiedzi, lecz raczej doraźnego reagowania na sytuację społeczno-polityczną, wyrzucania swojego poczucia bezradności wobec świata, w którym przyszło nam żyć. Martwi mnie tylko to, że już na tym poziomie polski teatr ucieka się jedynie do dosłowności i rezygnuje z tego, co jest jego największą siłą – wieloznaczności i metafory. Skutkuje to niezbyt dużą siłą rażenia i oskarżeniami o nadmiar pierwiastka politycznego oraz brak artystycznego. A przecież – o czym dobitnie świadczy choćby przedstawienie Ivo van Hove – nawet mówiąc Szekspirem po holendersku można powiedzieć wszystko, co ważne, i to na tyle mocno, by porwać widzów (przynajmniej tych, którzy podzielili się swoimi przemyśleniami na temat spektaklu). Wyjątkiem jest tu „Jeden gest” Ziemilskiego – spektakl, który silnie oddziałuje na nasze emocje, a przy tym pokazuje, jak trudna (czy wręcz niemożliwa) jest komunikacja między nami.

O próbie cenzury ministra Glińskiego przykro nawet mówić. Jego wywiad w Dzienniku Gazecie Prawnej pokazuje, że pan minister jest niestety odklejony od rzeczywistości. Nie ma na przykład pojęcia, czym jest platforma e-teatr, a wystarczyłoby poczytać stosowną ustawę. Wymownym obrazem aktualnie obowiązującej polityki kulturalnej były puste krzesła na debacie o polskim teatrze, przeznaczone dla pani minister Zwinogrodzkiej i dyr. Narodowego Starego Teatru, Marka Mikosa. Mówią one więcej o rzeczywistej strategii polskich władz wobec ludzi teatru niż wszystkie okrągłe, trywialne zdania pani minister w wywiadzie dla Rzeczpospolitej. Prawda jest taka: „dialog” według MKDiN oznacza wypełnianie ministerialnych zaleceń. Postawa typu: „nie dam pieniędzy bo mi się nie podoba”, przypomina postawę szefa restauracji, który układa kartę dań z potraw, które lubi. Nie ma w tym nic złego, o ile restaurator tworzy restaurację za własne pieniądze. Panu ministrowi przypominam jednak, że pieniądze „na kulturę” w żadnym razie nie należą tylko do niego oraz jego popleczników, lecz także do mnie i do 80% społeczeństwa, które na niego nie głosowały (i raczej już nie zagłosują). Na razie „dialog” partii rządzącej z kimkolwiek spoza własnego środowiska to jedynie puste krzesła oraz puste słowa.

Na koniec podziękowania. Pierwsze dla widzów festiwalu oraz jego przyjaciół, którzy – wbrew cenzurze – masowo kupując bilety i wpłacając datki uratowali to wydarzenie oraz dla zagranicznych gości, których wsparcie, zarówno to finansowe, jak i „duchowe”, pozwoliło na prezentację polskich spektakli. Kolejne kieruję do kierownika artystycznego festiwalu, Tomasza Kireńczuka i jego ekipy. Za fantastyczną organizację festiwalu oraz za to, że w sytuacji kryzysowej potrafił sprawnie zarządzać wszystkimi rękami, które zjawiły się na pokładzie. Krystyna Meissner – ślę Pani Dyrektor gorące pozdrowienia – wymyśliła ten festiwal jako wielkie święto polskiego i zagranicznego teatru. Tomasz Kireńczuk zrobił wszystko, żeby nam to święto – popsute przez urzędników – przywrócić. I chwała mu za to. Mam nadzieję, że kolejny Dialog-Wrocław się odbędzie, aczkolwiek w zaistniałej sytuacji zapewne w innej formie. Musi bowiem poszukać ludzi, ale nie takich, którzy bez względu na wszystko i tak się na nim zjawią. Ludzi „nowych” – takich, którzy teatru nie znają, ale są gotowi na spotkanie z nim. Trzeba im tę szansę stworzyć, pójść do nich i osobiście ich do teatru zaprosić. Dać się poznać, z artystycznej, nie publicystycznej strony. „Naprzód, ale dokąd?”. Moja odpowiedź brzmi – na Woodstock (o ile się odbędzie)! Tam są dziś ludzie, którym warto unaocznić, czym jest i czym może być teatr. Dlaczego jest ważny. Opener pokazał, że można, że trzeba być wszędzie tam, gdzie są ludzie i wytrwale z nimi rozmawiać: o teatrze, o świecie, o nich samych. W tym właśnie tkwi istota teatru, który jest przede wszystkim międzyludzkim dialogiem.