DOMAGALAsieBOSKIEJKOMEDII – oficjalny blog Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Boska Komedia. Dzień VIII

WESELE reż. Jakub Roszkowski, Teatr im. H.Ch.Andersena w Lublinie, zdj.Semimatt.pl

WESELE reż. Jakub Roszkowski, Teatr im. H.Ch.Andersena w Lublinie, zdj.Semimatt.pl

W DOMU LALKI – WESELE!

“(…) a ot, co z nas pozostało:
lalki, szopka, podłe maski,
farbowany fałsz, obrazki (…)”

Te słowa Gospodarza z II aktu Wesela wydają się punktem wyjścia lalkowego spektaklu Jakuba Roszkowskiego z Teatru im. Ch.H. Andersena. Tłumaczą one świetny pomysł, żeby wszyscy ludzcy bohaterowie Wyspiańskiego nosili ze sobą lalki. W ten sposób relacja między człowiekiem a jego lalką staje się głównym czynnikiem określającym każdą postać. Przytoczony wyżej monolog pojawia się pod koniec pierwszej części spektaklu, w momencie, kiedy Gospodarz brutalnie odziera bohaterów z ich lalek. W części drugiej (akt III) – pozbawieni balastu, ale też ochrony – będą czekać „na wielkie rzeczy”. Jak wiemy, w finale dramatu „pospolitość zaskrzeczy”, a bohaterowie znów schowają się w cieniu swoich lalek i w niemym przerażeniu będą spoglądali na widownię.

W spektaklu Roszkowskiego najbardziej podobali mi się aktorzy. Mieli oni skromność i prawdę podobną do tej, którą widziałem u studentów z Łodzi kilka dni temu. Widać było, że nie ma w nich żadnej minoderii, że autentycznie kochają swoją pracę. To było rozbrajające. W pewnym sensie ten spektakl był o nich – pierwszą część grali z lalkami, które również w sensie aktorskim były ich orężem, a zarazem schronieniem. W drugiej – siedzieli bezbronni, zdani tylko na siebie. Musieli mówić Wyspiańskim wprost do nas, tacy, jacy są. Nie wszystkim wychodziło tak samo dobrze, ale w każdym przypadku było szczere i przejmujące.

Nie podobała mi się za to kompletnie adaptacja. Skróty, zamiast pomagać w uchwyceniu sedna spektaklu, tylko zaciemniały cały obraz. Na konferencji po przedstawieniu reżyser Jakub Roszkowski wyjaśniał nam szczegóły swoich zabiegów adaptacyjnych. I dobrze, bo większa ich część jest w przedstawieniu nieczytelna. Że spektakl odbywa się w palarni (jak wszystko w dzisiejszej Polsce), bo tak było na weselu w Gdańsku – bardzo dobrze, ale co z tego wynika dla spektaklu? Miejsce akcji, niestety, w żaden sposób nie ma przełożenia na treść przedstawienia, wyjścia i wejścia postaci wyglądają na zupełnie nieumotywowane. Nie wiem też, co myśleć o połączeniu postaci „Gości” i Jaśka w jedno, bo zabieg ten dodatkowo skomplikował sprawę. Nadmienię tylko, że nie sposób było wywieść idei tego połączenia z chaotycznie pociętego i sklejonego tekstu… Na konferencji usłyszeliśmy o inspiracji niezapowiedzianą wizytą trzech przedstawicieli subkultury dresiarskiej na słynnym już weselu w Gdańsku. Dlaczego jednak zaowocowała ona w spektaklu postacią przylizanego hipstera  z wąsikiem, z Placu Zbawiciela w Warszawie? Notabene, kiedy po raz pierwszy pojawił się na scenie z przenośną lodówką pomyślałem, że to postać ze słynnej sztuki Eugene’a O’Neila „The Iceman Cometh” (Przyjdzie na pewno”).

Na konferencji jeden z widzów zadał pytanie: jaka jest wykładnia polityczna tego spektaklu, kto z kim – i o co – walczy? Ze strony twórców podniosły się głosy oburzenia, sprowadzające się do stwierdzenia: „proszę wybrać taką interpretację, jaka się panu podoba”. Nie było to zbyt dyplomatyczne. Widz, poza tym, że jest w teatrze gościem, wychowany jest przez polską szkołę oraz narodową tradycję wystawiania Wyspiańskiego w poczuciu, że „Wesele” zawsze niesie ze sobą doraźną politykę. W związku z tym należy być przygotowanym na takie pytania. Wyjaśnienia twórców nie były przekonujące: gdyby to, co sobie wymyślili – czyli uniwersalne, ludzkie, wolne od aktualnej polityki odczytanie „Wesela” – udało się na scenie, żaden widz nie zadałby takiego pytania.

Trochę ponarzekałem, ale w ostatecznym rozrachunku cieszę się, że mogłem zobaczyć aktorów lubelskiej sceny, którzy nie tylko umocnili moją wiarę w sens uprawiania teatru, ale stali się też najlepszą wizytówką swojej sceny oraz teatru lalkowego w ogóle. I obiecuję im, że w 2017 roku na pewno zobaczymy się w Lublinie.