
zdj. Jacek Poremba
Tomasz Domagała: Opera Rara to znany, lubiany w Krakowie i nie tylko festiwal z ugruntowaną marką. Z tego, co pamiętam, mocno odczuł skutki pandemii, jak wyglądały jego ostatnie lata?
Jan Tomasz Adamus: Opera Rara nigdy się nie zatrzymuje. Okresy nazywane przez innych kryzysami traktujemy jako ekscytującą przeszkodę wzniecającą żar, czyli de facto zwiększającą pomysłowość i kreatywność naszych umysłów. Jest we współczesnej przestrzeni kultury dużo muzyki – dzieła małe, duże, długie, krótkie, proste, wielowymiarowe. Oznacza to więc dla nas brak wymówek i sytuacji usprawiedliwiających. Ostatnie dwa, trzy lata to gwałtownie kiełkujące w naszym zespole poczucie, że nie chcemy działać tylko raz w roku i dlatego popychamy markę Opera Rara w kierunku przedsięwzięcia całorocznego, składającego się z intensywnego festiwalu w lutym, sezonu obejmującego wydarzenia na przestrzeni wszystkich dwunastu miesięcy oraz edycji zagranicznych – w tym roku w Wilnie i Pradze.
Tomasz Domagała: Czy doświadczenie pandemii zdefiniowały sens i cele festiwalu na nowo? Co z publicznością, wróciła ta sama czy może zmieniła się na nową?
Jan Tomasz Adamus: Praca w operze to robota dla długodystansowców. Okres pandemii był zbyt krótki, by mógł na czymkolwiek zaważyć. Sens festiwalu definiują bardzo szerokie międzynarodowe i lokalne konteksty, zarówno mentalne, jak i kulturowe. Mapa przedsięwzięć operowych pokrywa się mniej więcej z mapą poziomu innowacyjności i humanizmu, co oznacza, że opera to też kwestia ambicji, opartej na chęci przynależności do określonego kręgu kulturowego. Jeśli chodzi o publiczność, to zależy nam absolutnie na każdym widzu. Otwieramy drzwi szeroko dla wszystkich, ciesząc się z każdej pojedynczej reakcji. Chcemy być żywi, na nowo definiować życie, chcemy być katalizatorem.
Tomasz Domagała: W jaki sposób radzicie sobie w Krakowie z popularyzowaniem muzyki klasycznej?
Jan Tomasz Adamus: Wraz z Capellą Cracoviensis, której przewodzę, gramy bardzo intensywny sezon, dodajmy do tego festiwale Opera Rara i Kraków 6 Tygodni oraz Festiwal Bachowski w Świdnicy, który współtworzymy, a wyjdzie nam ponad sto wydarzeń rocznie. Robimy to, co należy robić, a nie to, co się sprzedaje – wierzymy w to, co robimy, w siłę sztuki, i przede wszystkim w ludzi, dlatego też, myślę mamy tak fantastyczną, zróżnicowaną publiczność.
Tomasz Domagała: Jak obecnie wygląda sytuacja muzyki klasycznej w Polsce? Czy to prawda, że muzyka dawna, czy szerzej instrumentalna, w opozycji na przykład do operowej opartej na gwiazdach ma się gorzej? Dlaczego?
Jan Tomasz Adamus: Muzyka klasyczna w Polsce powinna mieć się dobrze, ponieważ tradycja finansowania kultury wysokiej z pieniędzy publicznych, jest na szczęście nadal żywa. Niestety – powinna, ale tak nie jest, byty bowiem artystyczne powołane do tworzenia kultury wysokiej, często wydają dotacje celowe na tandetę. Jeśli w danym momencie grasz na przykład „Queen symfonicznie”, to automatycznie zabierasz miejsce Mahlerowi, twoja publiczność nie ma więc okazji zachwycić się jego arcydziełami. „Queen” oczywiście zapełni widownię, więc następnym razem też nie wybierzesz Mahlera, tylko pewnie jakiś koncert „17 tenorów” lub galę muzyki filmowej. Płynąc z prądem, tworzysz niestety gorszy świat – kształtujesz gusta publiczności, która potem nic nieznaczącą papkę uważa za coś wartościowego. Uważam, że jeśli dostajesz dotację z publicznych pieniędzy, musisz płynąć pod prąd: szukać, eksperymentować, pokazywać rzeczy nowe, nieznane, niepopularne. Przecież każde muzeum malarstwa chce pokazywać w ramach swoich kolekcji najlepsze obrazy, jakie namalowano, filharmonie natomiast, zamiast grać zachwycające, poruszające, zniewalające arcydzieła mistrzów muzyki, prawie już w ogóle ich nie prezentują. Specjalizują się głównie w muzyce filmowej i udają, że to nie jest samobójstwo. Niewinna, rozrywkowa, nieoddziałująca na gusta publiczności działalność nie istnieje. Kultura to kształtowanie ducha czasów. Platon miał rację, pisząc: Gdy zmieniają się trendy muzyczne, jednocześnie zmianom podlegają fundamentalne prawa państwa. Zmasowany atak disco polo i muzyki filmowej w Polsce zbiega się tu w moim pojęciu z lawiną problemów naszego życia społeczno-politycznego. Zapracowaliśmy na nie w ostatnich dziesięcioleciach, idąc na łatwiznę, nie tylko w muzyce, ale w całej szeroko pojętej kulturze.
Tomasz Domagała: Opera Rara to festiwal arcydzieł rzadko wykonywanych, na jakich zasadach dokonujesz ich selekcji?
Jan Tomasz Adamus: Źródłem decyzji jest ciekawość świata czy wiara w konieczność podejmowania artystycznego ryzyka, ale też chęć wykorzystania potencjału otaczających mnie ludzi oraz nieodparte pragnienie, by biec do przodu.
Tomasz Domagała: Nazwiska, które zapraszacie to często sławy o ugruntowanej pozycji, z kalendarzem zapełnionym na kilka lat do przodu, jak się udaje ich ściągnąć?
Jan Tomasz Adamus: Znając nie od dziś świat muzyki czy opery, potrafimy chwytać chwilę i wykorzystywać pojawiający się przy tej okazji potencjał zmiany. My, artyści generalnie pragniemy wciąż tego samego: nie chcemy być wpychani do gotowych stereotypowych szufladek, a jak wiadomo, praktyka zapraszania nas wciąż do tego samego, ma się dobrze i jest powszechna. Opera Rara po prostu wie, jaką złożyć propozycję, żeby artysta wszystko rzucił i do nas przyjechał.
Tomasz Domagała: Czy artyści zaproszeni do projektów muszą się specjalnie przygotowywać do wykonania owych rzadkich dzieł, czy szukacie śpiewaków/czek mających w swoich repertuarach dane role?
Jan Tomasz Adamus: Prawie zawsze muszą się specjalnie przygotowywać. Rara to rara.
Tomasz Domagała: W programie tegorocznej edycji festiwalu dawne sławy m.in. Mozart, Mendelssohn, Brahms. Czy coś ich łączy?
Jan Tomasz Adamus: To przede wszystkim giganci – wielcy inspiratorzy ze świata abstrakcji. Mierząc się z ich muzyką, każdego dnia trzeba „stawać na ich ramionach”, na nowo określać siebie i świat poprzez to, co stworzyli, a wszystko po to, by używając zrozumiałego języka, nie wyważać dawno otwartych już drzwi. Można wtedy dotrzeć znacznie dalej niż gdyby za każdym razem zaczynać artystyczną podróż ich śladami od zera. Tak, to wielcy inspiratorzy. Warto popularyzować to określenie jako alternatywę dla tzw. autorytetów – zwykle przeterminowanych i skompromitowanych przywódców politycznych czy religijnych.
Tomasz Domagała: Są też „nowe” nazwiska i to polskie: Nowak, Nepelski. Nie wiem, czy dobrze myślę, ale do tej pory nowe przynosili zapraszani przez was reżyserzy czy śpiewacy? Czy to oznacza otwarcie się festiwalu na nowe rzadkie współczesne dzieła (w końcu nowe zawsze jest na początku rzadkie)? A może zawsze tak było, że chciałeś pożenić stare z nowym?
Jan Tomasz Adamus: Przestrzeń opery to wiele różnych światów – wczesna opera włoska czy francuska barokowa, ale też balet, czasy kontratenorów. To też oczywiście opera XIX wieku: Wagner, Strauss, Szymanowski czy eksperymenty XX wieku. Jeśli chodzi o muzykę współczesną – trudno uciec przed pokusą wypróbowania tego wszystkiego, co dzieje się „tu i teraz”. Równocześnie uciekamy przed szufladkowaniem, nie chcemy bowiem, żeby przyklejano nam metki typu „tylko opera dawna” czy „tylko opera nowa”.
Tomasz Domagała: W programie zawsze były duże spektakularne przedstawienia. Reżyserowali je znakomici twórcy, że wspomnę tylko Krystiana Ladę, Cezarego Tomaszewskiego czy Karolinę Sofulak. Ten zestaw pokazuje, że teatr jest dla was nie mniej ważny od muzyki, to dobry trop?
Jan Tomasz Adamus: To kwestia proporcji muzyki i teatru. Dobrze jest je zmieniać, kontrolując proces, w wyniku którego na siebie oddziałują. Ważne jest też, żeby oba te światy pozostały żywe, dlatego żaden z nich nie powinien pełnić roli służebnej wobec drugiego. Ze względu na łatwą dostępność nagrań, często niestety zdarza się tak, że reżyser buduje swój spektakl w oparciu o charakter, tempo i ogólną atmosferę, wywiedzioną z jakiegoś łatwo dostępnego nagrania, oczekując potem od dyrygenta, by ten je po prostu skopiował. Oczywiście bywa też odwrotnie. Pewien słynny dyrygent uważa na przykład, że uwertura jest dla orkiestry i dlatego podczas jej wykonywania, nie powinno być żadnej akcji scenicznej. Gdy więc reżyser akcję do uwertury wprowadził, ów dyrygent zagrał ją dwa razy – bez akcji dla siebie i z akcją dla śpiewaków i reżysera. W przeszłości te relacje pomiędzy muzyką a sceną bywały naprawdę bardzo różne. W czasach kastratów oper nie reżyserowano, były to w istocie inscenizowane koncerty, podobne w formie do dzisiejszych występów gwiazd pop. W XIX wieku na scenie królowała dosłowność, której reliktem jest dzisiejszy spór zwolenników inscenizacji tradycyjnych i nowoczesnych. Obecnie, mamy z całą pewnością dużo więcej wolności, ponieważ suma doświadczeń minionych epok wraz z dorobkiem świata filmu, wzmocniona na dodatek dokonaniami technologii cyfrowej, daje nam dystans i pozwala tworzyć nowe kombinacje, będące połączeniem doświadczenia i kreatywności. Dla mnie ciekawym tropem jest instalacja operowa, czyli rodzaj inscenizacji niezwykle oszczędnej w środkach. Myślę, że to bardzo organiczna i naturalna droga rozwoju opery. W dobie wysokobudżetowych produkcji filmowych trzeba szukać innej drogi. Czas bowiem tandety, czyli wulgarnych, dosłownych, najczęściej niedofinansowanych scenografii teatralno-operowych właśnie się skończył.
Tomasz Domagała: Na koniec, trochę na serio a trochę nie, proszę Cię, żebyś spróbował przekonać wahające się osoby, że warto przyjść na spektakle festiwalu Opera Rara.
Jan Tomasz Adamus: Opera Rara to festiwal o wielu twarzach, które ukrywają, się pod następującymi pojęciami: inspiracja, innowacja, szansa, integracja, wolność, inwestycja, ambicje, ryzyko artystyczne, zmiana. Jego zaś istotą jest to, że przy pomocą swobodnych, nieinwazyjnych i niezobowiązujących metod sprawiamy, że ludzie chcą ze sobą przebywać, odkrywając przy okazji swoje możliwości. Opera Rara to jedyny progresywny festiwal operowy w Polsce, ale przede wszystkim szczere, prawdziwe święto tego, co jest sercem tej dziedziny sztuki, czyli ŚWIĘTO LUDZKIEGO GŁOSU!
Tomasz Domagała: Nic dodać, nic ująć! Opera Rara od dziś do 18 lutego w Krakowie!
Jan Tomasz Adamus: Czekamy na Państwa!