Zawsze staram się myśleć o widzach – rozmowa z Eugenem Jebeleanu, reżyserem „Teorematu” i „Pola maków” (MFT Kontakt)

zdj. Felicia Simion

Tomasz Domagała: Nad czym obecnie pracujesz?

Eugen Jebeleanu: Nad teatralną wersją słynnego filmu „Goodbye Lenin”, premiera już za chwilę: 21 i 22 maja w Teatrul Metropolis w Bukareszcie.

Tomasz Domagała: Brzmi super! Czy dobrze myślę, że dochodzisz właśnie do osobliwego momentu pracy nad spektaklem, w którym reżyser właściwie nie jest już potrzebny, bo przedstawienie zaczyna żyć swoim własnym życiem?

Eugen Jebeleanu: Pewnie tak, choć na razie w ogóle tego nie czuję. Mamy w spektaklu wiele filmowych scen, które wciąż spędzają mi sen z powiek. Roboty więc jest mnóstwo!

Tomasz Domagała: Mam nadzieję, że ze wszystkim zdążysz i w tym kontekście bardzo ci dziękuję, że zgodziłeś się ze mną spotkać, przechodzę więc od razu do przygotowanych pytań. Do Torunia przywozisz spektakl „Teoremat” z Teatrul Național „Radu Stanca” w Sybinie, ale i znakomity film „Pole maków”, które medium jest ci bliższe, teatr, czy film?

Eugen Jebeleanu: Myślę, że teatr w moim życiu jest ważniejszy, bo był ze mną właściwie przez całe moje dorosłe życie. Przygodę z nim zacząłem bardzo wcześnie, bo już w wieku 15 lat. Najpierw byłem aktorem, potem pojawiła się reżyseria, wreszcie kino, w którym nie mam co prawda takiego doświadczenia, jak w teatrze, ale kocham je całym sercem. Odkąd bowiem pracuję w filmie, odkrywam nowe możliwości opowiadania historii. Wspomniałeś o „Polu maków”, które jest przykładem zupełnie innego portretu młodego chłopaka, niż ten, jaki mógłbym zrobić w teatrze. Mogę więc powiedzieć, że mam teraz naprawdę dużą zajawkę na kino, ale nie znaczy to jednocześnie, że odbywa się to kosztem teatru. Co więcej, w związku z tym, że nie chcę absolutnie porzucać jednego z tych mediów, postanowiłem spróbować je łączyć, mając w pamięci słowa jednego z moich filmowych mistrzów, Rainera Wernera Fassbindera, który mawiał, że chce robić kino jak teatr. Osobiście sprawdzam teraz odwrotny kierunek, chcąc wprowadzić do teatru nieco więcej filmowej poetyki. Przyszłość pokaże, czy mi się to uda.   

Tomasz Domagała: Po obejrzeniu „Teorematu”, ale także twojego filmu, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że postać Piera Paolo Pasoliniego jest kluczem do twojej twórczości. Czy to prawda?

Eugen Jebeleanu: Tak, rzeczywiście. Pasolini jest jedną z moich największych życiowych i artystycznych inspiracji. I to zarówno ze względu na jego twórczość, jak i aktywizm, związany z pozycją, jaką zajmował w swoim czasie w szeroko pojętej przestrzeni publicznej. Mogę powiedzieć, że czuję się z nim blisko związany poprzez walkę: tę, na poziomie codziennego życia, i tę prowadzoną przy pomocy sztuki, której istotą była zmiana mentalności poprzez  kwestionowanie społecznych norm. Odkąd obejrzałem „Teoremat”, stał się on dla mnie jednym z głównych punktów odniesienia, zwłaszcza w przestrzeni artystycznej, postanowiłem więc go wreszcie zrobić w teatrze. Trochę się oczywiście bałem, bo to przecież duża rzecz, ale postanowiłem spróbować, z jednej strony przepuszczając tę opowieść przez siebie i swoje doświadczenia, z drugiej – sytuując ją w rumuńskim społeczeństwie tu i teraz. Liczyłem oczywiście, że razem z widownią znajdziemy w tekście Pasoliniego odpowiedzi na nurtujące nas pytania.

Tomasz Domagała: Jako reżyser masz z pewnością obowiązki wobec swojej publiczności, czy uważasz, że artysta ma również powinności wobec społeczeństwa?

Eugen Jebeleanu: Dla mnie osobiście, od samego początku najważniejsza była praca na rzecz społeczności LGBT+: opowiadanie historii jej członków, żeby zapewnić tym postaciom, i widoczność, i głos. Wynika to przede wszystkim z faktu, że jestem jednym z nielicznych w Rumunii reżyserów otwarcie deklarujących swoją homoseksualną orientację, i chyba niestety jedynym, zajmującym się jawnie tymi sprawami w przestrzeni sztuki. Co do twojego pytania, myślę, że moją najważniejszą powinnością jako artysty wobec społeczeństwa jest mobilizowanie – nie tyle nawet innych artystów czy widzów, ile właśnie – obywateli do walki o swoje prawa, tolerancję i równość, dla siebie i innych. Zwłaszcza że w tych kwestiach jest wciąż mnóstwo rzeczy do zrobienia. Zarówno w „Polu maków”, jak i w „Teoremacie”, ale też i w innych moich projektach, staram się wciąż o tym mówić, może nie wprost, ale na pewno poprzez postać czy związane z jej życiem sytuacje. Fakt, że te problemy nie zawsze są pierwszoplanowe, nie znaczy, że są dla mnie mniej ważne, wprost przeciwnie. Dobrym przykładem jest tu postać listonosza Angelino, który w „Teoremacie” wnosi na scenę coś queerowego, obok równie ważnych zresztą relacji ojca czy syna z nawiedzającym ich dom Gościem. Tak więc wyglądają moje rumuńskie powinności wobec społeczeństwa, mające swoje źródła w moich osobistych zagranicznych – głównie francuskich – doświadczeniach. Koncentrowały się one dotąd głównie wokół przywracania widzialności niewidzialnym, i to właśnie staram się robić na naszym rumuńskim podwórku.   

Tomasz Domagała: W Polsce artyści często idą na skróty, każąc swoim postaciom, bohaterom, a nawet czasem aktorom wykrzykiwać bezpośrednie komunikaty wprost ze sceny, ty wprost przeciwnie, i w „Teoremacie” i w „Polu maków” wypowiadasz się, używając narzędzi, jakie daje ci sztuka, a więc poprzez opowieść, jej elementy, charakterystykę postaci, nie kusiło cię, żeby zrobić coś radykalnego, coś co będzie absolutnie wprost?  

Eugen Jebeleanu: W takiej sytuacji zawsze staram się myśleć o widzach, których w większości sprawy te nie dotyczą, i z którymi nie są oni jakoś specjalnie związani. Moim więc zadaniem jest przedstawienie tych opowieści burżuazyjnemu społeczeństwu, a nie ludziom związanym ze społecznością LGBT+. Nie chodzi przecież o to, żebyśmy się zamykali w bańkach, tylko o to,  żeby poprzez zmianę społecznej mentalności, przekonać do swoich racji tych, którzy są przeciwko, sprawić, żeby sami zrozumieli, jak wygląda codzienne życie geja w społeczeństwie takim, jak na przykład rumuńskie. Staram się więc opowiadać o tych rzeczach, patrząc na nie przez filtr publiczności, najbardziej zaś interesują mnie te osoby, które wychodząc z kina czy teatru, rozpoczynają dyskusję o tym, co widzieli, z żoną/mężem, członkami rodziny czy przyjaciółmi. Mocno wierzę, że jestem w stanie ich do czegoś przekonać właśnie w taki sposób. Jeśli zaś mam rację, może się okazać na przykład przy kolejnych wyborach, że oddadzą swój głos na kogoś innego, niż zawsze. A w kwestii moich obowiązków jako artysty, to mogę dodać jeszcze, że należy do nich na pewno mówienie ważnych rzeczy w analityczny sposób, i to do szerokiej publiczności.  

Tomasz Domagała: W pełni się z tobą zgadzam. W „Polu maków” skutecznie obalasz stereotypy na temat życia członków społeczności LGBT+, czy to obecnie najważniejsza sprawa w Rumunii?

Eugen Jebeleanu: Obecna sytuacja społeczności queerowej w Rumunii jest wciąż daleka od ideału i skomplikowana. Nadal nie możemy zalegalizować naszych związków, i nie zanosi się w tej kwestii na jakąkolwiek zmianę. Gdy myślę o „Polu maków”, najważniejszą rzeczą, z jaką chciałem się zmierzyć w tym filmie jest wewnętrzna homofobia bohatera. Otaczające go społeczeństwo wpływa przecież na samopoczucie osób takich jak on poprzez realizowaną na różnych poziomach homofobiczną edukację. To niezwykle ważny problem, z którym ciągle trzeba pracować, ponieważ dotyka on wiele osób, materializując się w postaci frustracji, nienawiści do samego siebie i walki z tym, kim się jest. „Pole maków” potraktowałem więc jako obszar badania tej wewnętrznej homofobii, próbując jednocześnie znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji. Użyłem tu skromnej opowieści, bo wierzę, że takie właśnie kameralne intymne historie zmieniają tę pisaną przez duże H dużo skuteczniej, niż doraźne interwencje,   wiążą też dużo lepiej problemy jednostki z polityką. W kwestii zaś stereotypów rzeczywiście zależało mi na pokazaniu innej twarzy naszej społeczności. 

Tomasz Domagała: „Teoremat” to dramat rodziny, rozpadającej się na naszych oczach, czy chęć pokazania tego rozpadu była dla ciebie pierwszym impulsem do zrobienia tego tekstu w teatrze, czy może coś innego?

Eugen Jebeleanu: Pierwszym impulsem było moje poczucie jakiegoś rodzaju powinowactwa z postacią Gościa, przychodzącego nie wiadomo na dobrą sprawę skąd i zmieniającego tę rodzinę. Nie powiedziałbym, że to przywróciło w niej równowagę, ponieważ tak naprawdę nie o nią chodziło, ale coś istotnego  zostało w niej zablokowane. Mocno czuję ten temat, gdyż mieszkając i pracując często we Francji, jestem imigrantem, obcą osobą w obcym kraju. Ważne więc było dla mnie, żeby opowiedzieć tę historię z takiej właśnie perspektywy i dzięki temu zastanowić się, jak obecność obcego wpływa w rzeczywistości na życie mieszkających w danym miejscu od zawsze osób. Chciałem też sprawdzić, kto kogo zmienia: czy oni sami siebie, czy raczej mój bohater ich, ale choć masz rację, że zostaje on wrzucony w środek tej rodziny, dla mnie ta opowieść jest o czymś innym – o konserwatyzmie klasy średniej, którą również chciałbym poprzez swoje spektakl zmienić. Nie wiem, czy w sumie odpowiedziałem na twoje pytanie, ale na pewno chcę podkreślić, że ta historia mnie po ludzku po prostu bardzo poruszyła.

Tomasz Domagała: Obcy w świecie „Teorematu” wysadza go w powietrze, ten w „Polu maków” wprost przeciwnie – w jakiś sposób naprawia, co tak naprawdę myślisz o obcych?

Eugen Jebeleanu: Postać Hadiego przynosi w filmie miłość, ale też może dlatego, że wyrwana zostaje z zupełnie innego kontekstu. Nie zdradzę chyba żadnej tajemnicy, jeśli powiem, że inspirowałem się przy jej tworzeniu własnym doświadczeniem, dlatego też Hadi przyjeżdża do Rumunii z Francji. Jako że pochodzi on ze społeczeństwa wielokulturowego, w ramach którego został poddany zupełnie innego rodzaju edukacji, jest osobą dużo bardziej wolną, wyćwiczoną w byciu sobą. Owo pochodzenie pozwala mu też pogodzić coś, wydawałoby się na pierwszy rzut oka, nie do pogodzenia: homoseksualną orientację z religią muzułmańską. To zresztą kolejna rzecz, którą chciałem powiedzieć w „Polu maków”, że te dwie sfery nie muszą się wcale wykluczać, co więcej jedna z nich może wynikać z drugiej, dlatego Hadi przynosi miłość, będącą rezultatem samoakceptacji, a więc czegoś, czego brakuje głównemu bohaterowi filmu, Christianowi. W „Teoremacie” z kolei coś się zmienia, ponieważ bohaterowie odkrywają rzeczy, których o sobie nie wiedzą, chodzi tu więc bardziej o rozpoznanie, którego dokonują w tym momencie, i o to, jak się pod wpływem obcej osoby zmieniają, walcząc jednocześnie z czymś, co jest całkowicie w ich świadomości zablokowane. Są to więc tak naprawdę dwie różne perspektywy.

Tomasz Domagała: Na koniec pozostało ci jeszcze zwrócić się do polskiej publiczności.

Eugen Jebeleanu: Dziękuję bardzo za zaproszenie, i bardzo się cieszę, że będę mógł pokazać w Toruniu, zarówno swój film, jak i spektakl, a więc projekty z jednej strony ze sobą powiązane, z drugiej – reprezentatywnie pokazujące moją pracę. Tę wizytę traktuję również jako dobrą okazję do kolejnego spotkania z Wami, wspaniałą polską publicznością, zwłaszcza że ostatni raz w Polsce byłem dawno temu. Mam nadzieję, że będę miał okazję z Wami porozmawiać, wymienić obserwacje, posłuchać waszych opinii na temat mojej pracy. Razem więc z całym moim zespołem zapraszam Was do Torunia, spotkania takie, jak nasze, są najlepszą drogą, żeby nie ustawać w wysiłkach, iść do przodu i zmieniać świat na lepsze!  

Tomasz Domagała: Świetne zakończenie naszej rozmowy, dziękuję! Do zobaczenia w Toruniu!

Eugen Jebeleanu: I ja dziękuję, zapraszam wszystkich do kina i do teatru.

Ps. Rozmowa przeprowadzona została w połowie maja, przed drugą turą wyborów prezydenckich w Rumunii.