Podkolesin na komisariacie – „Człowiek z Podolska” Daniłowa w reż. Ugarowa z Teatru.doc w Moskwie (Kontakt 2018)

zdj. materiały prasowe “Kontaktu”

Współczesny bohater gogolowskiego „Ożenku”, apatyczny i nieskory do działania Podkolesin, ożenił się w końcu i zamieszkał w położonym blisko Moskwy Podolsku. Nie mogło się to skończyć dobrze. Po jakimś czasie rozwiódł się z żoną i wiedzie teraz smutny żywot rozwodnika, spotykając się z kolejną dziewczyną. Pracuje jako dziennikarz, a choć z zawodu jest historykiem, ma gdzieś historię, nie interesuje go ona, podobnie jak teraźniejszość, od której odgradza się skutecznie murem obojętności, symbolizowanym w sztuce przez szybę kolejki elektrycznej, dowożącej go co dzień do pracy. Jest dalej bierny i zamknięty w sobie, a od gogolowskiego pierwowzoru różni go jedynie to, że próbuje „wyrazić siebie” za pomocą muzyki, grając w jednym z tysiąca amatorskich zespołów o idiotycznej nazwie. Pewnego dnia zostaje aresztowany przez policję. Za co – nie wiadomo, jeden z policjantów w finale informuje widzów, że „za to” – światło gaśnie, spektakl się kończy. Wydaje się, że zostaje aresztowany za to, kim jest, a jest tym, kim jest, gdyż w jego państwie ciągle grozi mu aresztowanie za to, kim jest. To rosyjski odpowiednik paragrafu 22, pętla absurdu, rodzaj więzienia, w którym tkwi główny bohater i całe społeczeństwo.

Kolejnym więzieniem jest rzeczywistość rosyjska za oknem – ta prawdziwa, widziana przez szybę kolejki z Podolska (tu symbolizującego tę normalną, prowincjonalną Rosję) do Carycyna, od którego właściwie zaczyna się Moskwa. Chłopak nie jest w stanie opisać tego, co widzi za oknem kolejki, bo przygnębiający obraz nędzy, przeciętności i przemocy to coś, o czym najlepiej natychmiast zapomnieć, pamiętanie i mówienie zaś przynosi tylko kłopoty. Tysiące Rosjan żyją w ten sposób, pozornie nie zauważając tego, co się dzieje w ich kraju naprawdę. Czyni to rosyjski pejzaż za oknem kolejki jeszcze bardziej przygnębiającym. To tylko iluzja, proteza wolności w kraju, w którym zamknięty jest człowiek z Podolska. Smutne to tym bardziej, że uprawia on w sztuce Daniłowa zawód dziennikarza, a więc niezwykle ważnej społecznie profesji, której istota polega właśnie na głośnym mówieniu o tym, co za oknem. Pokazuje to gruncie rzeczy absurd i upiorność sytemu demokracji fasadowej, w której ugrzęzło rosyjskie społeczeństwo.

Kolejnym paradoksem, ukazanym w sztuce Daniłowa, wydaje się to, że policja, nakierowana w swoim działaniu głównie na atakowanie opozycji, składającej się przede wszystkim z intelektualistów i ludzi sztuki, tak bardzo nauczyła się języka swoich „wrogów”, że sama stała się intelektualna i artystyczna, bardziej nawet od swoich zaszczutych ofiar, których poszukiwania artystyczne i przemyślenia jawią nam się przy wiedzy i świadomości policji jako pełna egzaltacji amatorszczyzna.

Na takich właśnie paradoksach (jest ich pewnie więcej) zbudowana została sztuka Daniłowa, która w konwencji absurdalnego rosyjskiego humoru przedstawia przesłuchanie współczesnej wersji bohatera gogolowskiego „Ożenku”. Soczysty, barwny język zderzony z absurdalnością sytuacji wywołuje raz po raz wybuchy śmiechu na widowni. W tle dramatu majaczy jednak rzeczywistość, która już wcale taka śmieszna nie jest, bo sam Teatr.doc codziennie doświadcza represji i szykan, będąc w Rosji jedną z ostatnich instytucji dostrzegających to, co się za oknem kolejki do Carycyna naprawdę dzieje i mówiących o tym głośno. Dodajmy: pod całkiem realną groźbą śmierci, a na pewno wieloletniego więzienia.

Przedstawienie śp. Ugarowa (reżyser i dyrektor Teatru.doc odszedł kilka tygodni temu) wydaje się wobec sztuki Daniłowa służebne. I dobrze – prostota i komunikatywność najlepiej służą ukazaniu pogmatwanych paradoksów rosyjskiej rzeczywistości. Aktorzy grają znakomicie, to na nich opiera się cały spektakl. Zwracam uwagę zwłaszcza na kreację Antona Ilijna w roli tytułowej, wszystkimi możliwymi środkami pokazującego „podkolesinowatość” swojego bohatera, jego wycofanie, bierność czy wreszcie słabość (świetny motyw niemożności wydobycia krzyku).

W Toruniu było dużo śmiechu, zgodnie z tym, co mówił gogolowski Horodniczy: „Z czego się śmiejecie? Sami z siebie się śmiejecie!”. W Rosji, jak podejrzewam, nikomu już do śmiechu nie jest. I to kolejny tragiczny paradoks sztuki Daniłowa oraz spektaklu Teatru.doc.