Biednemu wiatr w oczy – „Panna bez posagu” Ostrowskiego w reż. Krymowa ze Szkoły Sztuki Dramatycznej z Moskwy (Kontakt 2018)

zdj. ze strony Teatru

„Już tyle ich runęło w tę głębinę
Rozwartą wśród przestrzeni
Nastąpi dzień, kiedy ja również zginę.
Zastygnie wszystko, co śpiewało, lśniło,
W dal rwąc się bezpowrotną:
Zieleń mych oczu, głosu tkliwa siła
I włosów moich złoto.
Świat będzie trwał z powszechnym jego chlebem,
Gdy mnie niepamięć zmiecie,
I będzie wszystko – jak gdyby pod niebem
Nie było mnie na świecie. (…)

Marina Cwietajewa w tłum. W. Słobodnika

Dramat Ostrowskiego traktuje o upokorzeniu i odebraniu godności. Najpierw bogacz Paratow upokarza młodą dziewczynę, Larysę, porzucając ją nagle z dnia na dzień. Mija rok i Larysa sama dokonuje podobnego aktu, prowadząc okrutną i cyniczną grę z młodym, biednym, stojącym jeszcze niżej niż ona w hierarchii społecznej urzędnikiem Karandyszowem, którego decyduje się z niskich pobudek poślubić. Nieoczekiwanie jednak wraca Paratow i w akcie kaprysu, chcąc poprawić sobie samoocenę, najpierw odbiera godność Karandyszewowi, ośmieszając go na oczach narzeczonej i towarzystwa, chwilę później zaś, wykorzystując uczucie młodej dziewczyny, oszukuje ją i kompromituje. Odbiera jej tym samym resztki godności. Karandyszew, starty w proch przez bogatego konkurenta, zostaje w swoim upokorzeniu doprowadzony do ostateczności. Pozostaje mu tylko strzelać: do siebie lub do innych. Pierwszą ofiarą stanie się przyczyna jego nieszczęść – Larysa. Tu Ostrowski stawia kropkę. Biorąc pod uwagę, jak wygląda ten świat, będzie to jego jedyna ofiara.

W spektaklu Krymowa Karandyszew to młody człowiek, typowa ofiara losu, co to wywróci się na prostej drodze czy pozrzuca z wieszaków wszystkie ubrania, próbując powiesić swoje palto (znakomita scenografia: bohaterowie są zamknięci w pomieszczeniu przypominającym kino połączone z przedszkolem, a wiedzę o świecie i o sobie czerpią z tego, co wyświetla im wielki ekran). W jednej z najbardziej wstrząsających scen spektaklu Karandyszew walczy z huraganem, który nawiewa na niego pozostawione przez innych okrycia. Akompaniuje temu dobywający się z tysięcy gardeł bojowo nastawionych kibiców rosyjski hymn, wykonywany na początku meczu Rosja – Holandia, który oglądamy w tym samym momencie na ekranie (czytelna aluzja do sprawy zestrzelenia na terytorium Ukrainy malezyjskiego samolotu, lecącego z Amsterdamu). W finale Karandyszew, wytropiwszy wśród obrazów z kamer ochrony ekran przedstawiający jego narzeczoną w miłosnym uścisku z Paratowem, dozna wstrząsu, po czym rzuci w twarz widzów gorzkie pytanie: „czy wy też należycie do tej bandyckiej szajki?”. Traumatyczna to scena. Maxym Maminow gra olśniewająco. Wyobrażam sobie, jakie wrażenie musi ona robić na widzach w Moskwie.

Bo o współczesnej Rosji to spektakl, o tym, że upokorzona i zgnębiona rolą zabawki w rękach „cara” i jego oligarchów rosyjska klasa średnia (uosabiana przez postacie Larysy i jej matki Charyty) odreagowuje swoje upokorzenia i frustracje, pastwiąc się nad jeszcze od nich biedniejszymi ludźmi pokroju Karandyszewa. Spirala przemocy i poniżania musi jednak doprowadzić do tragedii, takie są prawa historii. „Panna bez posagu” w inscenizacji Krymowa ostrzega zatem rosyjską klasę średnią, że prędzej czy później zapłaci ona z nawiązką za swoją postawę. To jej przedstawiciele pierwsi zawisną na latarniach, podczas gdy bezkarni oligarchowie spokojnie przeczekają dziejowe zawieruchy w strzeżonych przez ochronę i kamery, zamkniętych na cztery spusty rezydencjach.

Spektakl mieni się różnymi wątkami, które ukazują nam współczesną Rosję, kreśląc zarazem uniwersalną kulturową panoramę naszych czasów: naśladowanie celebryckich gwiazd, śpiewanie cudzych utworów, kult władzy i pieniądza. Dyskretnie wprowadza też wątek aneksji Ukrainy i nakierowanej na konfrontację z Zachodem polityki rosyjskich władz. Przykładem znakomitej jakości politycznych aluzji jest w spektaklu moment przybycia Paratowa. Na ekranie widzimy jego łódź, która zbliża się do nabrzeża (nadwołżańskiego miasta z dramatu, a może Krymu). 

Rzemiosło teatralne jest najwyższej próby, całość znakomicie skrócona, partie tekstu Ostrowskiego pozamykane w rewelacyjnych scenach, jak na przykład ta początkowa, gdy bohaterowie „przedstawiają się” nam za pomocą świetnie skonstruowanej – z wykorzystaniem kina, malarstwa i magii teatru – ekspozycji dramatu. Inteligentny skrót, niebanalne metafory, nagłe przejścia między obrazami za pomocą zaskakujących rekwizytów – wszystko to stanowi o rzadkiej urodzie i najwyższej jakości teatralnej sztuki zespołu Krymowa. Na słowa uznania zasługują również znakomita scenografia Anny Kostrikowej, światła Winogradowa oraz wizualizacje Andrew Freeburga. Wybitną kreację tworzy łudząco podobna do Juliette Binoche Maria Smolnikowa w roli tytułowej. Gdy w finale spektaklu Paratow informuje ją, że się żeni z inną, Larysa wie już, że przegrała, że przekroczona została granica jej upokorzenia. Podejmuje więc decyzję o samobójstwie, recytując nam wiersz Mariny Cwietajewej. Jest w tej scenie wstrząsająca. Aktorstwo pozostałych aktorów jest zresztą równie wybitne. Точка.

Nie wiem, czy widzowie polscy wychwycili i zrozumieli wszystkie sugestie i aluzje spektaklu – takie jak na przykład migawki telewizyjnych programów, zestawione w kolaż przelatywanych po kanałach programów, układające się w obraz rosyjskiej mentalności, esencję rosyjskiego charakteru. Natomiast scena, w której nacjonalistyczne, oparte na kibolach pseudopatriotyczne państwo grzmi i pohukuje na najsłabszych, którym w oczy wieje nie wiatr, lecz potężny, dziejowy huragan, powinna już coś polskiemu odbiorcy przypominać. Diagnoza Krymowa dotyczy bowiem także nas samych. I jego ostrzeżenie, skierowane także do polskiej klasy średniej – uważaj, sfrustrowany mieszczuchu, biznesmenie, urzędniku, bo odbieranie godności słabszym jako antidotum na własne upokorzenia nie może skończyć się dla ciebie dobrze. Na razie odebrano ci władzę, ale to jeszcze nie koniec – miej się na baczności, bo jesteś panną bez posagu, a poza biedakami konkurentów na horyzoncie nie widać…

[addthis tool="addthis_inline_share_toolbox_x0fz"] Kategorie: , , | Tagi: |

2 komentarze

  1. Niestety – “лас” to nie “las”. To początek słowa “ласточка” ale też “ласковый” = “czuły” czy “ласки” = “pieszczoty”. Takie przerwane w połowie słowo, które można dokończyć w dowolny sposób – ale po postawieniu kropki nic juz dokończyć nie można. Jest “лас” po ukraińsku – oznacza “smak”… A to jeszcze inna sugestia interpretacyjna.
    Las to byłby “лес”…

    • Pani Katarzyno, serdecznie dziękuję za czujność. Oczywiście ma Pani rację. Już ten fragment usuwam, gdyż to w moim mniemaniu nadużycie. Myślałem, że jestem przenikliwy a wyszło, że nie uważałem na rosyjskim! Pozdrawiam, TD 🙂