Prawdziwa "Kwestia techniki" – spektakl Michała Buszewicza na "Boskiej Komedii"

W przedstawieniu Michała Buszewicza „Kwestia techniki” najbardziej podobał mi się nastrój, kreowany przez wyświetlane na ścianach haiku, autorstwa japońskich XVII-wiecznych poetów. Poezja japońskich mistrzów przeniosła ideę przedstawienia w bezczas, w przestrzeń wiecznego tu i teraz, przestrzeń, w której sytuuje się również teatr (czy raczej idea teatru). Zarazem – w połączeniu ze światłem i muzyką – nadawała spektaklowi jakiś nieuchwytny nastrój, jakąś szarpiącą melancholię, która czasem pojawia się o zachodzie słońca późnym latem. Nastrój ten, poza mitycznym pięknem, które niósł ze sobą, podnosił bohaterów przedstawienia (pracowników technicznych) i ich niewdzięczną pracę do rangi sztuki. „Panowie techniczni” – bezimienni, “cichociemni” (czarne kombinezony), schowani za zastawkami, sztankietami, linami. A przecież ich działania to w teatralnej partyturze pełnoprawne kwestie – gdy, na przykład, w spektaklu „Klątwa” Wyspiańskiego: „Bóg mówi słowo”, to przecież oni nadadzą formę Jego ostatecznej wypowiedzi. Ich profesja ma w sobie coś syzyfowego: codziennie muszą robić wszystko od nowa, a gdy „kamień” jest już na górze, zapłatę za ich pracę pobierają aktorzy. Wielu z nich zastanawia się pewnie w związku z tym, czy to ma jakiś sens, czy bycie „technicznym” w teatrze, to nie jest czasem jakaś wieczna kara. Odpowiedzią na ich wątpliwości jest na pewno przedstawienie Starego Teatru. Gdyby Buszewicz zrobił spektakl o pracownikach technicznych, niewiele by to zmieniło, wszak graliby ich aktorzy – w „Kwestii techniki” kwestie techniki podaje ze sceny prawdziwa „technika” w osobach panów: Jarosława Majzela, Janusza Rojka i Mirosława Wiśniewskiego, będących na co dzień prawdziwymi pracownikami technicznymi Starego Teatru. Jak więc wypadają, wypowiadając na głos swoje kwestie? Uczciwie, mądrze i zadziwiająco prawdziwie. Wytłumaczę się ze sformułowania „zadziwiająco prawdziwie”. Otóż, wiedząc, że są to prawdziwi techniczni, dałem się uwieść myśli, że panowie mówią do mnie naprawdę, a nie grają w przedstawieniu teatralnym. Z tego stanu wyrwały mnie niechcący angielskie napisy, które w pewnym momencie nie zgadzały się z kwestiami techniki. Najpierw dotarło do mnie, że ich kwestie są wyuczone, a więc teatralne, a potem, że przecież cała ich praca, poza tym przedstawieniem, ma sens tylko poprzez teatr, bo są oni integralną jego częścią. Brzmią „zadziwiająco prawdziwie”, gdyż ich egzystencja zanurzona jest w kłamstwie teatru. Gdy następny raz pójdą Państwo do teatru i zobaczą czarne postacie, przemykające przez scenę, pamiętajcie o tym, że ich praca to nie kwestia techniki, a kwestia… prawdziwej sztuki!